Przejdź do głównej zawartości

Posty

Cairo, EGP

 Pierwszy tydzień w Egipcie był taki dziwny. Przyjechałam tutaj bez oczekiwań i zadowolona z życia, ale część mnie ewidentnie została w Hiszpanii. Tutaj też wygrzewam się w słońcu, rysuję, spotykam ciekawych ludzi, ale coś jest nie tak.  Wszystkie owoce na ulicy są pokryte kurzem. Kobiety wydają mi się wystraszone. Słyszę tylko trąbienie samochodów, w powietrzu czuję tylko pleśń. Wiem, że to nie jest wina Kairu. Moja szklanka jest po prostu w połowie pusta. Z jakichś powodów ta podróż jest inna niż wszystkie poprzednie, jest nieekscytująca.  Być może to jak wiele ludzi i miejsc opuściłam jeszcze we mnie pracuje. Tęsknię za relacjami, których nie musiałabym zaczynać od początku. Czuję się trochę samotnie. Brakuje mi wyzwań i celów. Coraz częściej zadaję sobie pytanie czemu tu przyjechałam, a raczej, jakim cudem te powody wydawały mi się wystarczające? A przecież wszystko jest dobrze. Trochę szarpię się z  jedzeniem (wszędzie gluten) i z brudem w moim mieszkaniu. Ale widzę jak powoli prz
Najnowsze posty

Moje Haoi 2019

Wpadłam do Hanoi udręczona Sajgonem, spodziewając się, że lada chwila ktoś mnie okradnie albo że przyjdzie mi godzinami błądzić po labiryntach uliczek i alejek. To prawda, trochę błądziłam, ale z każdym krokiem coraz bardziej zapominałam o gazie pieprzowym w kieszeni moich spodni, który wyjęłam z plecaka po raz pierwszy w Azji. Była prawie Północ, a ja spacerowałam po ciemnym Hanoi, oświetlonym gdzieniegdzie szarymi lampami i czerwonymi światłami motocyklów. I było magicznie. Uśmiechnięte babcie siedzące przy drodze spoglądały na mnie spod kapeluszy, ale nikt się nie przejmował za bardzo moją obecnością. Przekroczyłam tory i weszłam w plątaninę alejek. Miałam adres do mojego hosta- nazwę ulicy, numer ulicy, numer i literkę alejki oraz numer domu. Google maps już dawno się poddał, ale mi się nie spieszyło, mogłabym tak chodzić i chodzić. Tak przywitało mnie Hanoi- pomimo zmęczenia i ciemności wpadłam tam jak śliwka w kompot i zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Miałam także niesa

St Hilarion's Castle i północne ruiny

Coachsurfing na Cyprze to przepiękna sprawa. Mój niezastąpiony Mustafa zaproponował objazdówkę po najlepszych widokach i ruinach Północy na drodze Nikozja- Girne. Pierwsszym przystankiem był chwilowo otwarty punk wojskowy niedaleko osławionej świetlnej flagi na górach Północy.  Kolejnym, pięknym rzystankiem był zamek St. Hilarion's. Wstęp kosztuje kilka lir, ale warto. Wspinaczka jest całkiem przyjemna dzięki kamiennym schodom, które ciągną się aż na szczyt. Po drodze mijają dwa piętra , któe również obfitują w widoki i stare mury. Schody są dość strome i męczące, w średnio szybkim tempie wejście i zejście zajęło nam trochę ponad godzinę. Choć przyznam, że na szczycie spędziliśmy ponad kwadrans, bo widok i spokój są tam niezastąpione. Zwiedziliśmy także ruiny na niższych wysokościach, równie piękne i klimatyczne.  Jako iż, jako wielki ignorant, nie pamiętam nazw wszystkich miejsc jakie zwiedziliśmy, pozwolę zdjęciom mówić same za siebie. 

Autostop i spanie na dziko!

Po podróży w Trodoos autostop cały czas chodził mi po głowie. Moja najlepsza póki co przygoda cypryjska zaczęła się w Niedzielę. Podczas spotkania Coachsurfurów rzuciłam moim dwóm kolegom : hej, mam cztery dni wolnego, chcecie pojechać w Czwartek na camping? Natomiast Ali i Mohamed odpowiedzieli ,,no jasne". I tak oto powstał nasz dream team. Jak powszechnie wiadomo, poza namiotem i butelką wody nie trzeba wiele więcej żeby przetrwać na Cyprze. Ali zapomniał prześcieradła i nie słyszałam żeby się skarżył (a skarżył się na brak poduszki).  Rozpoczęliśmy czasowym fiaskiem stając na wylotówce z Girne grubo po 13:00. Nasz znajomy pokonał naszą autostopową drogę tydzień wcześniej i wyjechał o 11:00... Nic więc dziwnego, żę trochę czekaliśmy. Już na pierwszym przystanku pokazaliśmy swoją amaturszczyznę stając pod radarem... Dopiero po kwadransie kierowców dziko wymachując na coś ponad naszymi głowami w końcu się obróciliśmy i dusząc ze śmiechu przeszliśmy kilka metrów dalej. Po